Kiedy jesteś
Poezjo kiedy jesteś
Ze mną cisza czasu
Rozkłada skrzydła
Słowa metafor
Muzyką wibrują
Poezjo kiedy jesteś
Ze mną trwam
W wymiarze nieogarnionym
Patrzę i nazywam
Stany i miejsca
Poezjo kiedy jesteś
W świetle zmierzchu
Zamieszkujesz terytoria
Mego milczenia
W plenerze
Szliśmy ulicą Broumovskich Ścian
Pośród kamiennych posągów
Płynących w krwawych strumieniach
Wschodzącego słońca
Szliśmy w nadchodzący dzień
Powstający z łona matki czasu
Trawy grały plejadą
Szurków kropli porannych
I cisza wypełniona zdumieniem
Jeden zachwyt i jedno spojrzenie
Może za chwilę uchwycone pędzlami
Spokój i kolory poranka w
Blejtramy zamknięte niezamykane
Oddech w płuca nabrany i
Ten wir pędzli, szpachli z farbami w
Tańcu tworzenia
I ta cisza, cisza wypełniona
Aktem twórczym
Przeżyłem ileś tam dołków,
Z k
(nie wiem nawet czyja)
Pomogła mi wyleźć
Byłem na kilku szczytach,
Zawsze kruchych jak bańka mydlana
A może kolejna droga na szczyty
Gdyby nie podchodzenie ( co rano )
Do lustra z tą samą monodramą
I zbiorowym spektaklem ulicy
A może omijać rafy tożsamości
I patrzeć w słońce
Odsłaniające pępki dziewczyn
Uchwycenie
Nad nami ciężkie chmury
przed biel zniewolona
uchwytem sztalugi
Splecione gałęzie drzew
zanurzone odbiciem
zgaszonej zieleni wody
Wiatr przegląda się w stawie
przeciętym rysą deski
uwikłanej w palikach
Migawką oczu zamykamy
fragment rzeczywistości
świat w miniaturze
ulotną chwilę doznania
na siatkówce oka
Światło przenika
sobie znanym sposobem
na krople barw utrwalające
zmienność zieleni drzew
przy zapomnianej kładce stawu
bielawskiego zalewu
Bielawa, 28.05.2012
Tęsknota
Patrzeć na gwiazdy
być chwilą
trwającą w twarzach
niesamowicie pięknych
nie rządzonych dramatem melancholii
Popatrz jak piękną twarz dziecka
ileż w niej czystej poezji
Po jakimś czasie zniknie
wydana na łup gęstniejącego mgłą
z każdym dniem poruszyciela czasu
Uciec od przenikającego bólu
istnienia ciała
piękniejącego pożądaniem
na moment i wydać na pastwę
unicestwienia grzechem
wabiącego pięknem
w akcie zbawiennym
swoistą dyfuzją rozpadu
Smutek zgęścić pytaniami
ostatecznymi czy
odczytać życie na nowo
w kolejnej reinkarnacji
wszystko to fajne
Tylko po co
Szary kamienny Chrystus
Szary kamienny Chrystus
przy polnej drodze Slavnego
Wiatr rozwiewa opaskę
z piaskowca ciosaną
W kamienne nozdrza wciska woń
świeżo wylanej gnojówki
Pochyla głowę patrzy z góry
przez ust brzegi niemy uśmiech
czasem niszczącym stworzony
Miast mówić milczę ołówkiem