W nocy widziałem Mariana Jachimowicza,

Nerwowo przygładzał dłonią włosy,

mówił szybko i szeptem

z bladym uśmiechem na twarzy,

jakby chciał zdążyć przed ucieczką snu

„szukałem skamielin w bryłach węgla

w gablotach wałbrzyskiego muzeum

szukałem praśladów istnienia”

Cokolwiek oznaczał sen pewnym mi było

Tam w niebie, nie tu na ziemi

słowa leżą na kamieniu,

pod krzakiem czerwonego głogu,

pod zieloną igliwiem sosną.

Jak to dobrze, że Zdzisław zje z nami kolację

do wierszy podam czerwone wino

Czy tak się nazywasz jak to  miasto

wyludnione z wież wyciągowych kopalni

dawno już umarłych, gdzie”

Wybacz mi, że tak źle strzegłem Twoich wierszy

zamkniętych w dymiących koksowniach .

A, już sobie przypomniałem

to było w Wałbrzychu, ulica 22-Lipca, Asnyka, Cicha, Zielona,

Mydełkowa, Zapomniana 24, był jeszcze gabinet

z dużym biurkiem, ze starą kanapą i szufladą na wiersze

A, i jeszcze łóżko szpitalne w białej sali i