POEZJA2019-08-29T19:55:39+02:00

KL Dachau

Pamięci błogosławionego ks. Gerharda Hirszfeldowi

 

To miejsce bagniste i mokre

obozowe baraki tu rozsiadłe

spadają w milczenie

coraz  rozleglej zarastanej przestrzeni

 

Strzelisty horyzont otwiera powietrze ,

którego już nie staje płucom

umęczonym obozową katorgą

 

Zaczynam od palców,

które promień Eucharystii

tkliwie osłaniają

przed okiem kapo

Zaczynam od palców,

które ziarenka różańca

tkliwie przesuwają

 

Pochylam czoło Panie

przed obozowym krzyżem,

który włożyłeś na me ramiona

Pochylam czoło Panie

przed odchodzeniem od

twardych kropli słońca

co trwają w dogasaniu

umierających płuc

 

 

Kudowa Czermne- Bystrzyca Kłodzka

wrzesień 2012 r.

 

Andrzej Niżewski

(więcej…)

On Henryk

On Henryk

w kamizelce

tysiąca kieszeni

czasem wybielonej

i te jego fajki

w uchwycie karnie stojące

wspominające

ciepły smak dobrego tytoniu

On trwa w swojej arce

na ciszy czasu płynącej

On

niepokojem trosk przygnieciony

chwilami zdaje się zastygły

w swojej staroświeckości

On

aptekarz wiekowy

waży myśli

złotopiórych marzeń

nim ułożone

w choreograficzne układy

ulecą

w gwiazd odległe światy

On

krawiec wiekowy

o twarzy tysiąca trosk

w labiryncie myśli splątanych

kolorową nicią szyje

innych i swoje marzenia

On Henryk (więcej…)

Ogród

Motyle słów różowieją

w ukośnej poświacie

zachodzącego słońca

 

Bluszcze otaczają

wyniosłą zielenią

ciemniejący wewnątrz plac

z ceglaną resztką dawnej zabudowy

 

Za wieczorne cienie

ogrodowych drzew i krzewów

odleciały wiersze

ubrane w groty jeżyków

 

Ptaki słów pozostają jeszcze

metaforą upalnego dnia

na tężejącą z Mniszkiem

ultramaryną nieba

 

Może ostatni promień słońca

pozszywa złotą nicią

moją dziurawą duszę

Noworudzkie dzwony

Słońce rozbudzone

Rozdzierają powietrze

Noworudzkie dzwony

Z cieniami nocy pierzchają

Mgły przyczajone w czubach sosen

Do porannego koncertu lasu

Ćwiczą pierwsze ptaki

Przeciąga się niebo wsparte stopami

O Górę Świętej Anny i leniwie

Drapie się o krzyż zapomnianej kapliczki

Sędziwe modrzewie postrzępione jesiony

I białe pniami potargane brzozy

Dosypiają jeszcze po nocnych igraszkach

Z wiatrem niespokojnym

Sny spłoszone modlitwą dzwonów

Kryją się za plecami

Ostatniego tu pustelnika

Czyniącego nabożnie

Znak poranny krzyża

 

 

 

Nowa Ruda 2002 r.

 

 

XXX

Widzę  Ją jak idzie drogą

ciężką od rdzawego kurzu

pośród kobierca łąk

malowanego barwami

gorącego lata

i lasów ciężkich zielenią

 

W ciepłym sierpniowym słońcu

Na plecach – w chuście

niesie swą przyszłość – syna

który podąży dalej

jeszcze dalej niż Ona

 

Spracowaną dłonią pokazuje

niebo leniwie oparte o horyzont

srebrnogłowych Karkonoszy

drzemiące w słońcu doliny

i domostwa z wysiłkiem

wspinające się w górę

 

Widzę Ją jak idzie

idzie coraz wyżej i wyżej

chluba mego człowieczeństwa

Matka

 

 

Matka

Widzę  Ją jak idzie drogą

ciężką od rdzawego kurzu

pośród kobierca łąk

malowanego barwami

gorącego lata

i lasów ciężkich zielenią

 

W ciepłym sierpniowym słońcu

Na plecach – w chuście

niesie swą przyszłość – syna

który podąży dalej

jeszcze dalej niż Ona

 

Spracowaną dłonią pokazuje

niebo leniwie oparte o horyzont

srebrnogłowych Karkonoszy

drzemiące w słońcu doliny

i domostwa z wysiłkiem

wspinające się w górę

 

Widzę Ją jak idzie

idzie coraz wyżej i wyżej

chluba mego człowieczeństwa

Matka