XXX ( co za wieczór…)
Co za wieczór
Powiew wiatru
Przyniósł na ławeczkę
Zapach maciejki
Zamykam oczy
Matka piele geometryczne
Prostokąty grządek
W gałęziach czereśni
Swarliwe szpaki
Łasząca się u stóp
Kotka Buba
Co za wieczór
Dzisiaj posiedzę dłużej
XXX ( piszę do Ciebie…)
Piszę dla Ciebie wiersz
swój wieczorny wiersz
nie ma w nim piękna kwiatów
ani łąk pachnących latem
Jest tylko
krzyk ostatniej złotówki
wydanej na piwo
na mleko już nie wystarczyło
Piszę dla Ciebie wiersz
swój wieczorny wiersz
nie ma nim złota drzew
w dojrzewającej jesieni
Jest tylko
pot kopacza biedaka
z gorcowskich biedaszybów
i ciało śmiercią jak gliną okryte
XXX ( i cóż zostanie…)
I cóż zostanie
gdy rozjedziemy się
oleje, akryle, grafiki, akwarele
wspomnienie pożegnań
nadzieja, że będziemy
tu raz jeszcze
Odjeżdżamy
od dni niepowtarzalnych
pełnych uśmiechu starostki
wieczorów w hospódce u Josefa
Odjeżdżamy
do swoich labiryntów pajęczych sieci
drogowskazów norm
Odjeżdżamy – wrócimy tu
odkrywać siebie raz jeszcze
odkrywać nieodkrywalne
piękno Ziemi Broumowskiej
Odjeżdżamy – wrócimy tu
do mgły poranków
południowego słońca
Poszukamy we wspomnieniach
tamtego natchnienia
i tych kilku słów
WYŚCIG SZCZURÓW
Bomba w górę
szczury ruszyły w wyścig zmian
znak równości wczoraj a dzisiaj
wyścig już trwa, trwa, trwa
Orły w przestrzeni
już wolnej płyną
a wyścig szczurów
do słońc medali
wciąż trwa, trwa, trwa
Poeci swe wiersze
już piszą na murach
a wyścig szczurów
do profitów stanowisk
wciąż trwa, trwa, twa
WIGILIA RODZINNA
Matka lepi uszka
Ojciec ostrzy nóż
Niepokoi się karp
Córka płacze
Opłatek w zieleni stroika
Zbyt jaskrawy bielą
Syn zapala choinkę
Za oknem noc gwiazdy
I ta jedna wigilijna
Babcia nuci Cichą noc
I ten otwarty
Pyszczek karpia
WAŁBRZYSKA NOC
Gaśnie dzień odziany w liczne
odcienie jesiennej szarości.
W swój wieczorny obchód ruszył
Marian Jachimowicz. Cieniem
przemierza uliczki Nowego Miasta.
Domy śpią – w snach rozmawiają
strofami Jego wierszy
W Magistracie prostokątami świecą okna
pracowicie kończą papierowy dzień
urzędnicy prezydenta Szewczyka.
Rajcowie zamykają ostatni punkt
nadzwyczajnej sesji w sali kina
Polonia przy Słowackiego.
Z Zielonej Gęsi wytaczają się anegdoty
wskoczyły tam zrobić kufel piwa albo dwa;
teraz snują się po wałbrzyskim Rynku
przed świtem rozpłyną się
w mgle minionego czasu.
Na Przemysłowej śmierć wertuje księgi kadr
Chrobrego, Mieszka, Victorii i Thoreza;
pewnie kogoś znajdzie na Barbórkę.
Nad ranem gaśnie papier chmur
czerpany czerwienią dawno wygasłych koksowni.
Ostatnim kursem podzwaniają tramwaje
zjeżdżające do zajezdni historii. Jeszcze przemykają
Aleją Wyzwolenia cienie trolejbusów
by przysnąć na zawsze.
W Klubie Nauczyciela literaci kończą spory
przy całkiem już zimnych herbatkach.
I tylko czasem w jesienne poranki odeszłego miasta
i minionego Wałbrzycha mi żal.