JESIEŃ
Jesień
Kolory lata
Już wyblakły
Nić babiego lata
Z wiatrem mknie
Dębom w parku
Liście opadły
Jak chęci
mnie
XXX ( na liściach złoconych…)
Na liściach złoconych
promieniami jesiennego słońca
Pisałem wiersze
Powierzałem je
Podmuchom wieczornego wiatru
aby zaniósł je poza Góry Kamienne
Może gdzieś
W Adrszpaskich Skałach
Spadną u stóp
Odpoczywającego wędrowca
ŹRÓDŁO
Powiadają że w Sokołowsku
Jest pewna mała krynica
Powiadają że leczy rany
Rany zawiedzonej miłości
I stłuczenia zadane przez los
Tylko dlaczego nikt nie czerpie
Z niej miseczkami dłoni
ZIMA
Kwiatmi mrozu
zakwitła zima
w blejtramach okien
Nad tobą wirują
spadają na pasma włosów
osiadają na policzkach
iskrzą gwiazdami
Pewnie w niebie
aniołowie trzepią
puchowo-śnieżne poduchy
Biel, biel, biel,
XXX (jestem cząstką…(
Jestem cząstką broumovskiej skały
nie tam żadnym monumentem,
głazem, nawet kamieniem
Jestem ziarenkiem piasku
małym ziarenkiem piasku
w wędrówce z zielenią morskich fal
opadłem tutaj, jak wiele innych
Nie osiadłem w trybach
machiny wszechświata
Zbyt mało miałem ducha
by ulecieć w nieskończoność
Tkwię tu w wielości jedności
w filozoficznej zadumie
nad nieprzemijalnością
XXX (być może…)
Zdzisława Żurka
pamięci
Być może
Miał niewłaściwy stosunek do życia
Zapominał o sprawach ważnych
Nie płacił rat
Z rachunkami zalegał
Przez lata
Wiódł marzenia dzieciństwa
Cieszył się psem i słowami wierszy
Nie wyrósł ze szkolnego mundurka
Nie dożył do sześćdziesiątki
Duże dziecko poezji
W małym świecie dorosłych
Miał niewłaściwy stosunek do życia
Jak życie do niego
To pewne jak pewnik Euklidesa
Umarł nagle
I nawet nie wiemy
Czy miał
Właściwy stosunek do życia