Czas tak zapierdala, że nie nadążam, aby przyzwyczaić się do własnego wieku, a tego wciąż przybywa i przybywa; no cóż latka nam przybywają, a zdróweczka jakoś tak ciągle ubywa. Ktoś powiedział, że przez pierwszą połowę życia zabiegamy, ganiamy za pieniedzmi, a w drugiej połowie wydajemy je na zdrowie. I gdzie tu jest sens czy logika?
Dni, tygodnie stają się jakoś takie krótkie, jakoś tak szybciej „lecą”. Zdaje się, że dopiero co był poniedziałek a tu już sobota. Spojrzenie do poniedziałku zdaje się być jakimś nieosiągalnym, jakimś dawno zaprzeszłym, ba, zdaje się, że to całe wieki ułynęły, a fakty i zdarzenia dopiero co byłe, zamazały się, odpłynęły gdzieś w nicość. Dzień za dniem gaśnie, nadchodzą coraz to mroczniejsze noce, które lampki ledowe coraz mniej zdają się rozpraszać i rozjaśniać.I te sny coraz bardzie zaponinane jak odchodzący, na drugą stronę, bliscy i znajomi. I w rzeczy samej zaczynamy stwierdzać, że tych uciekających dni coraz mniej pozostaje, przy coraz większych liczbach w kalendarzach. I częściej, niż dotąd, uświadamiamy sobie i odczuwamy prawdę mijania czasu, przybywania lat, ale i ich nam ubywania. Nawet nie wie się, kiedy to przesiadło się do pośpiesznego pociągu życia, który już nie pędzi, a wręcz zapieprza do stacji końcowej, do stacji docelowej. A człek nie docenia życia, tego, każdego przeżytego dnia, ba, nie wie nawet ile mu jeszcze takich dni zostało, ile jeszcze jest do zrobienia. I dopada nas, w którymś momencie myśl, by zdążyć, aby pozostawić coś po sobie czy swojej bytności czy to w potaci słowa pisanego, nut, rzeźby czy obrazu. Istniejemy bowiem tak długo, jak długo ktoś o nas pamiętą poprzez to co po sobie pozostawił.